Tradycyjny uczelniany Opłatek z udziałem najwyższych władz uczelni i zaproszonych gości. Spotkanie uświetniły występy: Zespółu Sygnalistów Myśliwskich „Hagard”, Studenckego Zespółu Góralskiego „Skalni”, Chóru Uniwersytetu Rolniczego w Krakowie oraz Chóru Męskiego Krakowskiego Środowiska Akademickiego „Agricola”pod dyrekcją Artura Sędzielarza.
2014-12-17 Kraków, Photo by ..
Tradycyjne, coroczne dzielenie się opłatkiem i składanie sobie życzeń w siedzibie chóru Agricola połączone ze śpiewaniem kolęd.
Relacja - Kronika Chóru Agricola (Janusz Czerwiec)-
Jubileuszowy koncert chóralny odbył się 29 listopada 2014 w Auli Uniwersytetu Pedagogicznego im. KEN, ul Podchorążych 2 w Krakowie. Na początku koncertu odczytano uroczyste adresy, skierowane do szanownego Jubilata, przez Rektora Uniwersytetu Pedagogicznego prof. dr hab. Michał Śliwę oraz przez Marszałka Województwa Małopolskiego Marka Sowę. W koncercie wystapiły 3 chóry: Krakowski Chór Akademicki Uniwersytetu Jagiellońskiego, Chór Męski AGRICOLA Krakowskiego Środowiska Akademickiego oraz Chór Mieszany EDUCATUS Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie.
Dedykacja dla prof. Adama Korzeniowskiego od kolegów z AGRICOLI. Autorem wiersza jest Janusz Czerwiec.
Relacja z Koncertu Jubileuszowego - Kronika Chóru Agricola (Janusz Czerwiec)-
Chór Agricola został zaproszony do udziału w uroczystej Gali z okazji 15-lecia Małopolskiego Związku Pracodawców Lewiatan. Uroczystość odbyła się 28.11.2014 w salach Urzędu Miasta Krakowa z udziałem władz Miasta oraz Regionu Małopolskiego tj. Prezydenta Miasta Krakowa oraz Wojewody Małopolskiego. W części oficjalnej uroczystości w Sali Obrad oprawę muzyczną zapewniliśmy wykonaniem JUBILATE Ludwiga van Beethovena oraz AD MULTOS ANNOS. W części II uroczystości w Sali Kupieckiej Chór wystąpił w koncercie dedykowanym wielu obecnym na sali osobom, dzięki którym mogły być realizowane zagraniczne wyjazdy chóru do Lwowa i Holandii.(M.S.)
Naszą jesień chóralną, dosłownie i w przenośni, spędzamy bardzo aktywnie w tym roku.Rozumiemy, że jak aktor od grania, tak ... chór jest od śpiewania.(..) Przed godziną 15-tą, przechodzimy do Sali Obrad urzędu i tam jeszcze ustawiamy się do krótkiej próby. Tenory ustawiają się tuż obok prowadzącej imprezę, gwiazdy krakowskiej telewizji, pani Iwony Meus. To okazja nie tylko do uprzejmości z naszej strony, zwłaszcza, że są tam z mediami związani Wiesiu i Boguś, ale i do wspólnych zdjęć niektórych kolegów. Za chwilę zajmujemy miejsca na galeryjce, skąd będziemy obserwować rozpoczęcie imprezy. Po słowach pani redaktor, główne przemówienie wygłasza Prezes Małopolskiego Związku "Lewiatan", pan Marian Bryksy. Także nasz sponsor. Wita obecnych na sali, a wśród nich Wojewodę Małopolskiego, Jerzego Millera, Prezydenta Miasta Krakowa, Jacka Majchrowskiego, który chyba trochę myślami jest już przy niedzielnej, drugiej turze wyborów. Oficjalne przywitanie, płynie również w kierunku pani Małgorzaty Jantos, Wiceprzewodniczącej Rady Miasta Krakowa (..)
Po oficjalnych przemówieniach, rozpoczyna się gala związana z prezentacją firm i wręczeniem statuetek. My wychodzimy z galeryjki i stajemy we wcześniej umówionym miejscu. Zapowiedziani, śpiewamy "Jubilate", z dedykacją dla 15-letniej organizacji pracodawców. Zostajemy na swoich miejscach i obserwujemy prezentację firm wyróżnionych i tych nagrodzonych statuetką "Małopolskiego Dębu". Nagrody są w kategorii firm dużych, średnich i małych. I odpowiednio otrzymują je ZUE Kraków, Wyższa Szkoła Zarządzania i Bankowości oraz Krak Development (aby nie było niejasności, producent koszul). Jest jeszcze czwarta statuetka, dedykowana urzędnikom, dzięki których staraniom, pracodawcom, w ich niełatwej roli, może być lżej. Tę statuetkę zdobywa wiceprezydent Krakowa, pani Elżbieta Kotarba. Jej rywalem w tej "walce" był Dyrektor Wojewódzkiego Urzędu Pracy pan Andrzej Martynuska. No, ale on zajmuje się głównie tymi, którzy pracy nie mają, niż tymi przepracowanymi, jakimi niewątpliwie są pracodawcy. Wszyscy wyróżnieni i nominowani otrzymują honorowe dyplomy, a my zapowiedzeni przez prowadzącą, jako niezwykłe wykonanie "sto lat", bo po łacinie, odśpiewujemy "Ad multos annos".
Po skończonej imprezie w Sali Obrad, przeciskamy się przez tłum obecnych, do Sali Kupieckiej, gdzie już powinniśmy zacząć śpiewać, zanim wszyscy tam dotrą. Jeszcze po drodze, nasz Andrzej golfista-tenisista, ma okazję potrzymać sobie statuetkę "Małopolskiego Dębu", która jest w rękach szefa firmy od koszul, a który okazuje się znajomym Andrzeja od tenisa. Mimo, że pani Iwona Meus, kończąc część oficjalną w Sali Obrad, zapowiedziała nasz koncert, zapraszając wszystkich, do konsumpcji po usłyszeniu naszego "Hejże do czarki", a wcześniej do wysłuchania naszego całego koncertu, to albo uczestnicy nie zrozumieli , albo jej nie słuchali. W każdym razie, zaczęli od jedzenia, a nam przyszła rola odśpiewania naszego repertuaru, przy dźwięku noży, widelców i naszych burczących z głodu i pragnienia żołądków. Śpiewamy "Kołysankę", Krakowiaka", Echa z gór", Serenadę" i zapowiadane już wcześniej "Hejże do czarki". Są tacy, którzy jedzą i słuchają. Są tacy, którzy słuchają. No i jest taki, który słucha tego z niezwykłą uwagą i radością. Jest to pan Eugeniusz Batko, prezes i właściciel firmy "Fronton". Nie ukrywa on autentycznego zauroczenia naszym śpiewaniem, dlatego też kiedy kończymy występ, składa nam serdeczne gratulacje. Wydaje się, że pan Eugeniusz, powinien stać się źródłem inspiracji dla nas do stworzenia, czegoś na kształt odznaki pod tytułem "Przyjaciel Chóru Agricola" (J.Cz.) – z kroniki chóru
Koncert odbył się w gościnnym klubie Malwa na Prądniku Czerwonym w Krakowie. Chór Agricola zaśpiewał pieśni religijne i patriotyczne. Gdy rozpoczęliśmy "Czerwone Maki na Monte Cassino" cała sala zaczęła spiewać razem z nami. W czasie koncertu odbyła sie prelekcja dotyczące wyzwolenia Bredy przez 1.Polską Dywizję Pancerna Generała Maczka. Prelekcję przygotował Marek Archamowicz i uzupełnił o pokaz zdjęć i filmów z uroczystości 70 lecia wyzwolenia Bredy i Oosterhout na Polskich Honorowych Cmentarzach Wojennych, w których uczestniczył Chór Agricola podczas ostatniego wyjazdu do Holandii.
(..) Po zakupach w ogromnym markecie Jumbo, jedziemy do Antwerpii. Muzeum Rubensa jest dzisiaj zamknięte, dlatego kierujemy się do Katedry. Wchodzimy na zbiorową wejściówkę więc trochę taniej. Bogactwo wystroju Katedry, daje możliwości oglądania wielogodzinnego. Wiele godzin nie możemy oglądać, ale i tak zachwycamy się tym co widzimy. Potem jeszcze krótka wizyta na rynku w Anwterpii uliczkami starego miasta dochodzimy do promenady zbudowanej wzdłuż Skaldy. Promenadą dochodzimy do parkingu, na którym czeka nasz autobus. Wyjeżdżamy z Antwerpii przed czternastą.(J.Cz.) – z kroniki chóru
(..) Do Kievitslaar, przyjechali już wszyscy chórzyści z wyjazdu do Bredy i jesteśmy w komplecie. Siadamy przy stołach, a panie, to znaczy Caroline i jej koleżanka Marie(?) zaczynają nas rozpieszczać serwowanym jedzeniem. Sztuki mięsa, kalafior, sałatki, panierowane ziemniaki, pyszny sos szybko nas nasycają , na tyle, ze na stołach pozostaje jeszcze trochę jedzenia. Włączamy jednak rezerwowe pojemności w sobie, gdy na stoły, dziewczyny serwują przygotowane przez siebie lody cynamonowe. To po prostu ambrozja. To wszystko, co dla nas zrobili gospodarze, to holenderska wersja polskiego przysłowia: "Czym chata bogata, tym rada". W trakcie naszego jedzenia, do lokalu chóru zaczęli przychodzić chórzyści Princenhage's Mannenkoor, byśmy mogli spędzić razem wieczór. Wieczór rozpoczyna się wzajemnymi uprzejmościami i gratulacjami. Jesteśmy witani przez prezesa chóru pana Frans Wiegeraad. Odwzajemniamy się słowami Jana van Corvena i prof.dr hab. Kazimierza Wiecha. Ze swej strony wręczamy piękną Szopkę Krakowską, zakupioną przez nas w Krzysztoforach. Do szopki załączamy opis, dedykację i nasze podpisy. Holendrzy odwzajemniają się prezentem dla nas. To statuetka związaną z historią Holandii. Wręczamy również drobne upominki dla tych członków chóru, którzy bardzo przyczynili się do naszej wizyty u nich i bardzo pomogli w przygotowaniu tejże. Potem popijając znakomite piwo, śpiewamy. Raz my, raz Holendrzy. Jest również i czas by swoją rolę odegrał nasz Zibon ze swoimi wschodnimi zaśpiewami. Otrzymuje za to wspaniałe brawa. Jesteśmy zobligowani czasem pracy kierowców i dlatego po dziesiątej wieczór, powinniśmy już wyjść do autobusu. Kiedy zbliża się dziesiąta wieczór, a my juz dobrze jesteśmy rozgrzani śpiewaniem i piwem, dajemy jeszcze ogólnodostępny koncert, ze specjalną dedykacją dla Caroline, która siadając na krześle przed nami, przyjmuje nasze śpiewacze hołdy, za okazaną nam dziś sympatię, piękny uśmiech i ciężką pracę przy przygotowaniu naszej uczty. Zaczynamy się żegnać z wszystkimi po kolei, choć serdeczność pożegnania z Caroline, jest więcej niż rutynowa. Jest jednak szczera i nieudawana. Jeśli pan, który stał dłuższy czas obok Caroline był jej mężem, to z pewnością z ulgą przyjmuje nasze wyjście. Do hotelu zajeżdżamy przed godziną jedenastą. (J.Cz.) – z kroniki chóru
(..) Kiedy jesteśmy w Kievitslaar, Jul, rzuca pomysł, by zamiast wracać znowu autobusem do Bredy po prostu zostać tu i powłóczyć się po podmiejskich polach i dróżkach. Pomysł Jula podchwytuje jeszcze dziesięciu rebeliantów, którzy już znużeni autobusowym życiem, pozostają w tej podmiejskiej miejscowości o nazwie Effen. Reszta chóru skuszona urokami Bredy jedzie do miasta. By jeszcze go więcej posmakować. Ci co zostają początkowo szukają pomysłu na spędzenie czasu. W lokalu spotykają dwie panie związane z chórem, które przygotowują dla nas przyjęcie. Jul wyciąga Pigwówkę i daje skosztować paniom. Moc 50% robi wrażenie. Na tyle, że jedna z pań, po zapytaniu przez nas, gdzieby tu można iść, ofiaruje się zostać przewodniczką całego męskiego stada. Po chwili już wiadomo, że na imię ma Caroline. Chórzyści idą z Caroline wzdłuż uliczek wioski, wchodząc w coraz bardziej rolnicze klimaty wśród pól. Nikt po wiosce nie chodzi oprócz naszej grupy. To wzbudza swego rodzaju sensację, bo zza wielkich okien małych holenderskich domków, ich mieszkańcy serdecznie machają do wycieczkowiczów. W połowie drogi Caroline zadaje istotne pytanie czy idziemy jeszcze 3km, czy 5km. Wybieramy 5 km, co jak się okaże ma takie znaczenie, ze nasza marszruta będzie przechodzić obok domku Caroline. Te 5km wystarcza, by Caroline, na tyle się z nami zżyła, że niedaleko przed swoim domem, proponuje nam wizytę u siebie. Wizytę tym bardziej zachęcającą, ze mamy odpowiedzieć na pytanie Caroline, czy preferujemy piwo, wino, czy może wodę. Zdumieni i zachwyceni decydujemy się na piwo. Tę decyzję podejmujemy na tyle wcześnie, że mamy czas skręcić do domku Caroline i po chwili już jesteśmy w jej ogrodzie. Stajemy lub siadamy pod pergolą na werandzie domu. Za chwilę Caroline wynosi dwa kontenery piwa. Do wyboru Hertog Jan lub Pauliner. Oczywiście dla Caroline robimy mini koncert, czyniąc ją niezwykle szczęśliwą i uśmiechniętą. My zaś czujemy się wielce szczęśliwi, kumulując swe śpiewacze uczucia w tak miłej, sympatycznej i uśmiechniętej osobie. Caroline zachwycona naszym śpiewaniem, podchodzi do niewielkiego domku w jej ogródku, w którym mieszka jej mama. Mama z Caroline stają w progu domku. Powtarzamy swój mini koncert dla mamy. Caroline cały czas coś mamie wyjaśnia i tłumaczy. Pod koniec koncerciku, na twarzy mamy, pojawia się, jak nam się wydaje, uśmiech. Kończymy wizytę i wychodzimy w kierunku chóralnego lokalu. Później dotrze do nas wiadomość, że mama Caroline zdumiona była sytuacją i powtarzała wciąż, ze musiała 70 lat czekać, by znowu jej ogródek podeptali Polacy. (J.Cz.) – z kroniki chóru
(..) Dojeżdżamy tam, gdy uroczystości trwają. Ich charakter jest bardzo podobny do tych, w których uczestniczyliśmy w Oosterhout. Wchodzimy w tłum widzów. Jurek pułkownik, nawiązuje rozmowę z Polakiem, który jak się okazuje, przyjechał tu na uroczystości z Niemiec wraz ze swymi pięknymi kobietami. Żoną i trzema córkami. Z przejęciem mówi, że jeździ z rodziną na takie uroczystości, by podtrzymać patriotyzm (tak dziś niepopularne słowo) w swej rodzinie. Jak najbardziej cała rodzina zasługuje, by być obdarowaną przez Jurka, odznakami z białoczerwoną flagą i orłem. Kiedy uroczystości dobiegają końca, zapalamy znicze, przekazane nam przez Wiesia, przy grobie Generała Maczka. Stajemy obok grobu, a Artur daje znak do rozpoczęcia Gaude Mater. Śpiewamy jak możemy najlepiej. Wzruszamy Polaków, którzy gromadzą się wokół nas. Przyjmujemy wiele miłych i przychylnych słów. Wychodząc z cmentarza ponownie spotykamy sie z profesorem Andrzejem Maczkiem. Nawiązujemy do naszego sobotniego spotkania w Ooosterhout. I tutaj stajemy do wspólnego zdjęcia, a w nim dodatkowo towarzyszy nam wnuczka generała Maczka. (J.Cz.) – z kroniki chóru
Fundacja Corocznych Obchodów Wyzwolenia Bredy (SJHBB)
(..) Przed wizytą na cmentarzu Ettensebaan, gdzie leży generał Maczek, mamy jeszcze chwilę czasu, dlatego możemy wyjść na uliczki starej Bredy. (..) Wychodzimy na zewnątrz zastanawiając się jak zapełnić czas do odjazdu autobusu. Zastanowienie trwa tylko chwilę, gdyż czas sam się zapełnia. Najpierw słyszymy głośne warczenie samochodowych silników, by po chwili zza starej kamienicy, na wąskiej uliczce pojawił się pojazd z czasów II wojny światowej. I zaraz następny i następny. Jesteśmy zachwyceni. Przed nami odbywa się, po wąskich uliczkach, defilada wspaniale odrestaurowanych pojazdów. Są Jeepy, Dodge, samochód , cysterna, dźwig, transportery, małe tankietki. W nich ubrani, w stroje żołnierzy sprzed 70 lat, kierowcy i ich pomocnicy. Łopoczą flagi Holandii, Polski, Kanady , USA, Wielkiej Brytanii. Na samochodach widać napisy: Polen bedankt – Dziękujemy wam Polacy. Lekcja historii odbywa się na naszych oczach. Przechodnie zachwyceni. Szacunek wzbudza spontaniczność takiej imprezy. Imprezy, bo na placu za kościołem Grote Kerk, ustawiana jest estrada. Z okazji 70-tej rocznicy wyzwolenia Bredy, będą trwały uroczystości do późnego wieczora. Pojazdy stają w szyku na placu. Jest ich kilkadziesiąt, a każdy z nich mógłby wzbudzać pożądanie każdego dyrektora Muzeum Wojska.(J.Cz.) – z kroniki chóru
Chór Agricola zaśpiewal trzy części Mszy Lachmana (KYRIE, GLORIA, CREDO ) z towarzyszeniem organów, na których grał pan Aart Bergweff. Po nabożeństwie krótki koncert pieśni patriotycznych.
(..) W niedzielę rano, po śniadaniu o godzinie 8-mej, jedziemy w strojach galowych do znanego nam juz kościoła protestanckiego Grote Kerk w Bredzie, na nabożeństwo o godzinie 10.30 , na którym będziemy śpiewać Mszę Lachmana.
W kościele zajmujemy miejsca siedzące przy ołtarzu i jednocześnie pod chórem (to taki niecodzienny układ). Nabożeństwo prowadzone jest w języku holenderskim, więc tylko Jasiu jest uprzywilejowany, w słuchaniu. Pozostali możemy, przywiązywać większą wagę do tego co widzimy, niż to co słyszymy. I przywiązujemy. Bardziej się wpatrujemy, niż wsłuchujemy. Oczy nie są zawiedzione i nie narzekają na nudę. Nabożeństwo prowadzi kobieta pastor. Do czytań podchodzi inna kobieta, jak się okazuje przedstawicielka holenderskiej armii, choć w cywilu. Parytet, aby nie powiedzieć obfitość płci, jest satysfakcjonująco, przynajmniej dla nas, przekroczony.
W którymś momencie, Jasiu odczytuje po holendersku list naszego Wiesia Molika, w którym Wiesiu, bratanek Andrzeja Molika, który zginął w Dorst koło Bredy, pisze swoje refleksje o wolności. Pani pastor w swych późniejszych słowach, wymienia nazwisko Molik. Jest też interesujący epizod z dziećmi, bo inna prowadząca, zaprasza je przed ołtarz i po chwili, ku naszemu zdumieniu, wymachuje przed nimi białymi kalesonami osadzonymi na drzewcu. Dzieci po rozmowach wychodzą za prowadząca do sali obok kościoła. Po powrocie już z namalowanymi
przez siebie kolorowymi obrazkami, przyjmują od wszystkich oklaski. Jak się później okaże po wyjaśnieniu Jasia, to rezultat tematu: "Pokój koloruje twoje życie".
Sprawa kalesonów, ma swoje wytłumaczenie w wojennym życiu ludności cywilnej, w tym dzieci. Tak stworzona flaga miała informować żołnierzy nieprzyjaciela o całkowitej bezbronności taką flagą wymachujących.
Na mszy śpiewamy Kyrie, Gloria i Credo z Mszy Lachmana. Credo, jak się wydaje, wymaga od nas jeszcze trochę pracy, ale generalnie wyszło nieźle.
Po nabożeństwie, Jasiu zapowiada krótki nasz koncert. Śpiewamy "Bogurodzicę", "Boże coś Polskę", Czerwone Maki na Monte Cassino" oraz jako niespodziankę "Zilvervloot". Dostajemy potężne brawa. Nie wychodzimy jeszcze z kościoła. Ponownie spotykamy się z Paulem van Gulickiem, który nas komplementuje i również zauważa, pewne niedoskonałości w Credo. To nas zmobilizuje do lepszej pracy. Od obecnych na nabożeństwie, odbieramy wiele komplementów za nasz śpiew. Po nabożeństwie, przechodzimy wąskimi uliczkami Bredy, do kościoła luterańskiego, gdzie czeka na nas lunch.(J.Cz.) – z kroniki chóru
(..) Ubrani w nasze garnitury, idziemy do bazyliki św. Jana, którą obejrzeliśmy już z zewnątrz podczas naszego spaceru po Oosterhout. Koncert (bilety po 7,50 euro) ma się rozpocząć o godzinie 20-tej, ale my musimy być wcześniej, by sprawdzić miejsca, które zajmiemy podczas koncertu, a także zrobić próbę głosową. W kościele zajmujemy miejsca po prawej stronie ołtarza. Po lewej stronie ołtarza miejsca zajmuje Oosterhouts Mannekoor. Miejsca przed ołtarzem zajmuje ta sama orkiestra z Oosterhout, która stała obok nas w dniu dzisiejszym na cmentarzu. Przed koncertem na widowni spotykamy Anię Fajferek, naszą wspaniałą chóralną przyjaciółkę z
Hilversum i krewną Jasia. Do dzisiaj pamiętamy ciepłe przyjęcie jakie zgotowała nam Ania podczas naszego pierwszego wyjazdu do Holandii. W ogóle ciepło i ogromna serdeczność to atrybuty Ani, dlatego cieszymy się z jej obecności tutaj.
Zaczyna się koncert. Choć jesteśmy zaproszonymi gośćmi, nie mamy za wiele do śpiewania. Przed przerwą śpiewamy z orkiestrą, w unisonie "Boże coś Polskę".
Po przerwie "Czerwone Maki na Monte Cassino", "Na bój, na bój" oraz wespół z drugim chórem, "Hymn Europy". W "Na bój, na bój", nasza podporządkowanie gestowi Artura osiągnęło poziom absolutnej doskonałości. Jednak Artur i my dość szybko wychodzimy z zaskoczenia i wszystko udaje się jak najlepiej, a widownia nawet nie odczuła naszego zakrętu. I było by to może doświadczenie najciekawsze dla nas, gdyby nie to, że mogliśmy obserwować niespodziewane wydarzenie w
orkiestrze. Akurat wtedy, gdy partytura orkiestrowa przewidywała dużą ilość dźwięków talerzy, te właśnie talerze odpadły z rąk grającego nimi muzyka. Byliśmy świadkami, jak sobie można radzić korzystając z talerzy grającego obok na perkusji innego muzyka, by nie zmienić zbytnio wydźwięku utworu.
Po koncercie, ponownie przyjmujemy gratulacje za nasze wykonanie. Bardzo się podoba akompaniament basów w "Czerwonych Makach...". W opinii wspomnianej Ani, mogły pojawiać się i pojawiały na skórze słuchaczy, z tego powodu, dreszcze.
Kończymy koncert. Koncert dość dziwny. Nie ze względu na nasze wykonanie, czy też latające talerze, ale na zestaw utworów. W koncercie z okazji 70-tej rocznicy wyzwolenia, znalazły się takie utwory jak motyw z "Różowej Pantery" czy "Sumertime". Ale być może autorom różne rzeczy się skojarzyły.
Po wyjściu z kościoła niespodzianka, która spotyka Andrzej golfistę i kilku innych kolegów. Spotykają oni holenderskie małżeństwo, które z nimi rozpoczyna rozmowę. Okazuje się, że byli na koncercie i bardzo im się podobało. Po czym ku zdziwieniu chórzystów, zaczynają śpiewać nasz Hymn. Chórzyści dołączają się i śpiewają razem. Jak się przyznali, uczyli się go w szkole w dowód wdzięczności za wyzwolenie przez wojska generała Maczka. Słowa burmistrza Oosterhout, o wielkiej pamięci i wdzięczności, uzyskują potwierdzenia na ulicach miasta.(J.Cz.) – z kroniki chóru
Urząd Miasta Oosterhout - spotkanie uczestników uroczystości, lunch.
(..) Ratusz, do którego przyjechaliśmy, to nowoczesny budynek w dobrej, prostej architekturze. Na piętrze jesteśmy częstowani kawą. Po chwili kelnerki roznoszą również poczęstunek na tacach, którym są kieliszki napełnione Smirnoffem. Rozmawiamy z innymi gośćmi. Pozujemy do wspólnego zdjęcia z ambasadorem Borkowskim. Znajduje dla nas czas na chwilę rozmowy profesor Andrzej Maczek, syn generała Maczka. I z nim także robimy kilka zdjęć. Wykorzystujemy obecność żołnierzy holenderskich i także chcemy zrobić sobie z nimi zdjęcie, zwłaszcza, że jest pomiędzy nimi, przyciągająca wzrok dziewczyna w wersji "simply red". Zachęceni miłą atmosfera spotkania, śpiewamy. Bojowo i dla pań. Wychodzi, do czego już zaczynamy się przyzwyczajać, bardzo dobrze. W zachwycie nad naszym śpiewem otrzymujemy od Beskidzkiego Stowarzyszenia Maczkowców z Bielska Białej, ich odznakę. Na niej emblemat 1-szej PDP, tak często widziany teraz na ulicach Bredy i Oosterhout. Jeszcze tylko poczęstunek w postaci tac z bułkami i kończymy nasz pobyt w ratuszu.(J.Cz.) – z kroniki chóru
Polski Honorowy Cmentarz Wojskowy w przy ulicy Veerseweg; Poczatek: 10.30 godz. Organizator: Stowarzyszenie 1. Polskiej Dywizji Pancernej Niderlandy
Polski Honorowy Cmentarz Wojskowy, to niezwykle zadbana część większego cmentarza. Trzydzieści białych krzyży z wypisanymi na nich nazwiskami, stopniami i okresem życia poległych żołnierzy. Czterdzieści cztery minus dwadzieścia dwa, to dwadzieścia dwa lata. Czterdzieści cztery minus dwadzieścia pięć, to dziewiętnaście lat. Leżą tu żołnierze w wieku naszych dzieci. A często i od nich już młodsi. Niezwykle dorośli, niezwykle odważni. W swym szybkim wojennym dojrzewaniu zagrali najwyższą stawką. Swoim życiem. Wraz z nimi są tu pochowane ich marzenia, ich miłości, ich niezrealizowane losy. Za sprawą rocznicowych uroczystości, spokojne holenderskie miasteczko ożywia się. Pod bramę cmentarza podjeżdża coraz więcej autobusów, busów i limuzyn, dowożących uczestników uroczystości. Niewielka przestrzeń coraz bardziej się zapełnia. My stajemy po lewej
stronie, za żywopłotem na lekkim wzniesieniu. Z jednej strony obok nas orkiestra dęta z Oosterhout . Z drugiej strony, już w linii prostopadałej do nas, Orkiestra Reprezentacyjna 11-tej Lubuskiej Kawalerii Powietrznej z Żagania. Dalej Harcerze z
Chorągwi Wielkopolskiej.
Na cmentarzu pojawiają się oficjele. Burmistrz Oosterhout, przedstawiciele armii holenderskiej i lokalnej społeczności. Z polski, korpus dyplomatyczny z ambasadorem RP w Holandii Janem Borkowskim na czele, oraz przedstawiciele wielu organizacji państwowych, społecznych i kombatanckich, są grupy rekonstrukcyjne ubrane w stroje z czasów walk w Holandii. Jest syn generała Maczka, profesor Andrzej Maczek. Są przedstawiciele polskiego wojska, jak zwykle świetnie się reprezentujący: gen. broni Janusz Adamczak - Szef Sztabu Połączonego Dowództwa NATO w Europie z siedzibą w Brunssum, wiceadmirał Waldemar Głuszko- z-ca Dyrektora Generalnego Sztabu Wojskowego Unii Europejskiej,
gen. dywizji Jarosław Mika- Dowódca 11 Lubuskiej Dywizji Kawalerii Pancernej w Żaganiu, gen. brygady rez. Zbigniew Szura - Prezes Organizacji Polskich Pancerniaków z siedzibą w Żaganiu, płk. Maciej Jabłoński - Dowódca 10 Brygady Kawalerii Pancernej w Świętoszowie. Przed i w trakcie uroczystości śpiewamy swój repertuar, łącznie z "Hymnem Narodowym" i "Boże coś Polskę", w których to pieśniach akompaniują nam obecne na cmentarzu orkiestry.
Przemawiają oficjele. Z ust Burmistrza Oosterhout, padają ważne słowa: "Dziś zgromadziliśmy się tutaj, żeby uczcić wielkie ofiary, jakie ponieśli żołnierze 1PDPanc wyzwalając gminę Oosterhout. Oni oddali życie za naszą wolność i dlatego pamiętamy i będziemy pamiętać po wsze czasy". Deklaracja o pamięci mieszkańców Oosterhout, brzmi bardzo wiarygodnie, kiedy patrzymy na to jak zorganizowane są uroczystości i jak zadbany jest cmentarz. Dzieci z holenderskich szkół, czytają wiersze.
W trakcie uroczystości odbywa się apel poległych. Kompania reprezentacyjna oddaje salwy honorowe. Składane są wieńce. Młodzież i dzieci kładą kwiaty przy krzyżu każdego z poległych żołnierzy. Jeśli komuś wydaje się, że to tylko gesty, to sytuacja międzynarodowa ostatnich miesięcy każe zweryfikować taki pogląd i tym bardziej zrozumieć, co Ci polegli tutaj żołnierze dokonali i o co walczyli. Obecni na uroczystości przedstawiciele polskiej armii, zdają się być dzisiaj najodpowiedniejszymi depozytariuszami pragnień o wolności, poległych tu żołnierzy.
Depozytów o takiej wielkiej wartości nie zostawia się politykom, uwikłanym w rozmaite gry interesów, za nic mających honor.
Uroczystość dobiega końca. (J.Cz) - z kroniki chóru
Cz.1 Koncert Chóru Agricola z Krakowa - dyr. Artur Sędzielarz oraz Chóru Męskiego Princenhage’s Mannenkoor - dyr.Ad Vergouwen. Chór Agricola zaśpiewał : BOGURODZICA, HEJ STRZELCY WRAZ, PIERWSZA PANCERNA, NAPRZÓD DO BOJU, HYMN DO BAŁTYKU, SZTANDARY POLSKIE W KREMLU, CZERWONE MAKI NA MONTE CASSINO, NA BÓJ NA BÓJ. Chór Princenhage’s Mannenkoor zaśpiewał 8 pieśni w tym GAUDE MATER POLONIA.
Cz.2 Karl Jenkinsa: Mass of Piece: “The Armed Man” - w wykonaniu Chóru Cantabile i Orkiestry z instrumentami dętymi i perkusyjnymi Harmonie Cecilia
(..)Kościół zapełnia się publicznością od godziny 19-tej. Po około pół godzinie, prezes chóru PM, wita wszystkich widzów i uczestników, jednocześnie zapowiadając nasz występ. Wchodzimy na scenę, w miarę równo i porządnie, dokładnie ustawieni przez Artura. Jasiu zapowiada co będziemy śpiewać. Śpiewamy pełnymi głosami, zwracając uwagę na dykcję i... rękę Artura. Czujemy, że to brzmi nieźle. Nasz koncert kończymy śpiewając dwie zwrotki Zilvervloot, czym wywołujemy aplauz widowni.
Po skończonym koncercie, przyjmujemy gromkie brawa, zakończone owacjami na stojąco. Czujemy, bez fałszywej skromności, że to jak najbardziej spontaniczna i zasłużona reakcja publiczności. Jesteśmy dumni z siebie i z Artura. Artur jest dumny z nas i siebie. Schodzimy ze sceny i na tyłach kościoła, w ławach, znajdujemy miejsca do odpoczynku. Słuchamy chóru naszych gospodarzy. W czasie przerwy, korzystamy z ustawionych w bocznej nawie napojów. Pijemy piwo, wino, lub wodę. Wszystko na talony rozdane przez Jasia. Słuchamy także wielu komplementów
wypowiadanych przez różnych słuchaczy, pod naszym adresem. Nasz występ zrobił wrażenie, mimo naszego całodziennego zmęczenia. Również wykonanie Zilvervloot, było niezłe z, chyba po raz pierwszy, bardzo dobrze zrozumianym tekstem. Praca nad dykcją daje efekty.
Po przerwie stajemy się słuchaczami bardzo interesującego wykonania mszy A Mass for Peace, walijskiego kompozytora, Karla Jenkinsa. Wykonawcami są orkiestra dęta oraz chór mieszany z Bredy, a także śpiewacy soliści, jak i islamski Imam. To bardzo urozmaicony i zaskakujący utwór, z różnymi inspiracjami. Można w nim usłyszeć klasyczne bachowskie nuty i muzykę Dworzaka z jego amerykańskiego okresu, tworzenia symfonii "Z nowego świata". Słychać tu też renesansowe dźwięki, jakby akompaniament dla zespołu Cracovia Danza i zaraz także echa "Trenu ofiarom Hiroszimy" Pendereckiego. Wszystko realizowane bez smyczków. Jedna część zaskakująca , bo to "Wezwanie do modlitwy" wyśpiewane przez Imama z ambony kościoła. Jednym słowem collage stylów, emocji i treści, ale niezwykle interesujący. I ci artyści odebrali także gromkie brawa. Również od nas.
Na zakończenie koncertu, także my jesteśmy zaproszeni na scenę. Ponownie dostajemy gorące brawa, a Artur pośród innych dyrygentów i solistów, nagrodzony jest pięknym bukietem kwiatów. Ponieważ, to koncert z okazji wyzwolenia Bredy, zaanonsowani śpiewamy Mazurka Dąbrowskiego. I tu nie żałujemy swych głosów. Jeszcze jest odśpiewany hymn holenderski, ale tutaj tylko jesteśmy elementem scenicznej scenografii. Warto będzie nauczyć się i tego hymnu, szczególnie w
kontekście naszych przyszłych planów.(J.Cz.)- z kroniki chóru.
Lokalizacja: koszary Trip van Zoudtlandtkazerne, De la Reijweg 95, 4818 BA Breda
(..) po godzinie 12-tej mamy zaplanowaną wizytę w Muzeum generała Maczka. Po kilkunastu minutach, zjawiamy się przed jednostką wojskową, w której znajduje się muzeum. Przed główną bramą czeka na nas dyrektor muzeum, Ed Cuber. Wjeżdżamy na teren jednostki. Idziemy do jednej z sal, gdzie na ścianach wiszą obrazy przedstawiające generała Stanisława Maczka i jego żołnierzy. Witają nas napisy: "Dziękujemy Wam Polacy za wyzwolenie". Te napisy będziemy spotykać w różnych miejscach, podczas całego naszego tu pobytu. Ed, uruchamia projektor i oglądamy film dokumentalny "De Poolse Saldat", czyli "Polski Żołnierz". Dwóch żołnierzy generała Maczka, Władysław Korob i Alfons Rajchelski, wspominają czasy wyzwalania Bredy. Wzruszają , wspominając kolegów którzy walcząc wraz z nimi polegli na polach, w okolicach Bredy. Po filmie dowiadujemy się, że z muzeum współpracuje około 50 wolontariuszy, a w zbiorach muzeum znajduje się ponad 4000 fotografii. Muzeum jest też miejscem, w którym prowadzi się lekcje historii dla szkół.
Przechodzimy do drugiego budynku. Tu znajduje się Izba Pamięci. Tak blisko jesteśmy historii. Dookoła na ścianach, przy suficie znajdują się zdjęcia żołnierzy generała Maczka. W gablotach za szybami, manekiny ubrane w stroje żołnierzy. Możemy przyglądać się mundurom. Widać dokładnie dystynkcje, guziki, szwy. Mundury dzisiaj czyste, zastygłe w bezruchu. Kiedyś zakurzone, przemoczone, lub poszarpane pociskami...Oglądamy stanowisko radiotelegrafisty. W gablotach eksponowane jest także uzbrojenie, a w jednej z nich możemy z bliska obejrzeć sławnego PIAT-a , żądło kąsające niemieckie czołgi. Na zakończenie wizyty w Izbie Pamięci, Kaziu wręcza Edowi pamiątki związane z Krakowem i naszym chórem. Dziękujemy za tę lekcje historii, odbytą często o wiele lat później niż powinniśmy
ją odbyć. Szacunek wzbudza, że muzeum tak wspaniale podtrzymuje pamięć o naszych żołnierzach i o naszej historii. Po wyjściu na zewnątrz, robimy wspólne zdjęcie przy fragmencie mostu Baileya. Mostu, który był efektem prac inżynierów wojskowych w czasach II wojny światowej i wydatnie przyczynił się do sukcesów wojsk alianckich. (J.Cz.) - z koniki chóru.
Chór Agricola otrzymał oficjalne zaproszenie na uświetnienia tych uroczystości w dniach 24 do 26 pażdziernika 2014 w obecności władz holenderskich i polskich, na cmentarzach żołnierzy polskich oraz kościołach w Bredzie i Oosterhout.
Agricola, Chór Męski Krakowskiego Środowiska Akademickiego uświetnił swoim śpiewem uroczystość inauguracyjną Uniwersytetu Trzeciego Wieku na Uniwersytecie Rolniczym w Krakowie. Po wręczeniu indeksów oraz po wykładzie inauguracyjnym w krótkim koncercie zaprezentowaliśmy pieśni patriotyczne przygotowywane przez Chór na zbliżające się uroczystości z okazji 70-lecia wyzwolenia Bredy (Holandia) przez 1-szą Dywizję Pancerną Generała Stanisława Maczka.
Do naszego wyjazdu do Holandii, pozostał niecały miesiąc, dlatego też zaplanowaliśmy wcześniej obóz przygotowawczy, który ma przyspieszyć naukę, planowanego na wyjazd, repertuaru.(..) Po kolacji jesteśmy umówieni z naszym dyrygentem Arturem, na próbę.Śpiewamy w świetlicy na dole. I już od razu widać, że nie będzie lekko. Nasz maestro, od samego początku,wyciska z nas poty. W ruch idą ołówki, wymagany przez Dyrygenta, obowiązkowy przyrząd, do zaznaczania oddechów na pięciolinii, zmian dynamicznych i wielu innych istotnych uwag. To bardzo pomaga w pracy nad utworem, a efekty widać z każdą kolejną próbą.(..)
W niedzielę rano rozśpiewka o ósmej godzinie i wymarsz do kościoła. Stajemy przy bocznym ołtarzu. Na wejście śpiewamy Bogarodzicę. Ksiądz miło zapowiada nasz krótki koncert, który będzie zaraz po mszy. Po mszy, niewielka część ludzi opuszcza kościół. Pewnie śpieszą się do oglądania telewizji i nie jest w stanie ich zachęcić do pozostania, możliwość wysłuchania pieśni patriotycznych. Ci co zostają nie żałują. Wypadamy bardzo dobrze. Bez większych prób śpiewamy pełnym głosem, reagując na dyrygenckie gesty. A Artur pozwala sobie na ryzykowny eksperyment, zmieniając w trakcie nasze przyzwyczajenia. Wypada dobrze. Na koniec dostajemy brawa i zupełnie spontanicznie, owacje na stojąco. To się czuło, że było to jak najbardziej autentyczne. Brawo Koledzy! Brawo Artur! Przed kościołem, na schodach robimy sobie wspólne zdjęcie. Także z księdzem. Ksiądz również zachwycony naszym śpiewaniem, przypomina o rozpoczynających się dzisiaj uroczystościach związanych z Konfederacją Barską. A wie o czym mówi, bo na szczycie lanckorońskiego wzgórza znajduje się zamek Konfederatów Barskich.
Przed kościołem ma miejsce jeszcze jeden incydent. Ksiądz czując, że słowa podziękowania, to zbyt mała gratyfikacja dla nas, proponuje, na ręce Marka, 100 zł. Jak mówi na wino. Marek grzecznie odmawia, mówiąc, że nie pijemy. Dziwne, że w tym momencie, żaden grom z nieba nie spada w okolice kościoła. W każdym razie Marek będzie musiał, w najbliższym czasie, odwiedzić jakiś konfesjonał.. (J.Cz) z kroniki chóru.
Z głębokim smutkiem zawiadamiamy, że 31 lipca 2014r. po ciężkiej chorobie odszedł nasz kolega tenor Jerzy Sobczyk.
Jurku, jeszcze niedawno byłeś z nami. Tych kilka zebranych tutaj zdjęć kiedy śpiewałeś w Agricoli pozostanie teraz dla nas pamiątką: 2012-Ochmanów, 2012-Uniwersytet Rolniczy, 2013 Lanckorona, 2013-Lwów, 2014- Salwator.
Ostatnie pożegnanie Jurka Sobczyka miało miejsce się na Cmentarzu Salwatorskim 8 sierpnia 2014 r o godz. 10:00
Występ plenerowy Chóru Agricola oraz Chóru Uniwersytetu Rolniczego na schodkach przy "dworku" dla zaproszonych gości i sponsorów. Wspólne grilowanie.
Na zaproszenie Chóru Voci di San Francesco z Zabierzowa uczestniczyliśmy w spotkaniiu Chórów. Po niedzielnej popołudniowej mszy św. w kościele parafielnym w Zabierzowie wystapiły 3 chóry: Chór Voci di San Francesco, Chór Agricola oraz Chór Cecyliański z Bazyliki Św.Franciszka w Krakowie Po koncercie na plebanii odbyło sie spotkanie chórów.
Podczas Mszy św. chór Agricola z towarzyszeniem organów zaśpiewał po łacinie Mszę Wacława Lachmana (op.12) - Missa in honorem Resurectionis D. N. Jesu Christi. Na zakończenie w krótkim koncercie chór Agricola zaśpiewał kilka Psalmów. Po Mszy św cały chór z osobami towarzyszącymi został zaproszony przez Andrzeja i jego żonę Marię do ich domu na ulicy Królowej Jadwigi. Bardzo mile spędziliśmy tam czas. Był nawet krótki koncert na schodach domu w ogrodzie.(M.A.
Chór to nie tylko muzyka i wspólne śpiewanie. To także interesujący ludzie i ich pasje. Nasz kolega chórowy Jan opowiadał o działalności swojej fundacji www.childrenindia.org . Fundacja ta pomaga dzieciom w Indiach. Wybudowała i wyposażyła w konieczne sprzęty szkołę podstawową w miejscowości Alanchy w dystrykcie Kanyakumari, Tamil Nadu w południowych Indiach. Wysłuchaliśmy z wielka uwagą bardzo ciekawej prelekcji i oglądnęliśmy setki zdjęć z 3 ostatnich wizyt Jana w Indiach.(M.A.)
III Krakowskie Obchody Narodowego dnia Pamięci Żołnierzy Wyklętych. Udział reprezentacji Chóru Agricola w Koncercie galowym w Filharmonii Krakowskiej
Msza św i krótki koncert.
Tradycyjne spotkanie kolędowe „Nowodworczyków” w Ogrodzie Botanicznym.